To samo morze - Amos Oz

To samo morze Amos Oz 2022.jpg

Autorzy recenzji: Irmina Kosmala i Anonim

 

W oczekiwaniu na przypływ

 

Ponoć nie można wejść dwa razy do tej samej wody, jak chce Heraklit. A jednak życie ludzkie meandruje pomiędzy samotnością, zgorzknieniem i rozpaczą. I zawsze w sytuacjach ekstremalnych zalewa nas taka sama fala emocji. To, co wydarzyło się raz, wydarzy się znów. Powróci do nas jak przypływ. Życie to oczekiwanie na ten moment.

Pesymistyczna wizja, jaką rozpościera przed nami autor, jest ogniwem łączącym kolaż obrazów i zdarzeń przedstawiony przez Oza w niniejszej książce. Nie znajdziemy w nim próby obłaskawienia upiornego przeznaczenia. „Ale co Narrator chce powiedzieć? Czy jest zgorzkniały?  Ścięła się w nim krew czy serce zmiękło albo ciało zjeżyło na progu? (…). Albo jak na przykład piszą w wieczornej gazecie wyrażenie nowy wiatr, od razu wchodzę dwa razy do tej samej rzeki”.

Jak widzimy, nie może być mowy o niczym nowym. „Nowy wiatr” to antylogia, epitet sprzeczny wewnętrznie…. Długo mogłabym o tym pisać, ale ktoś zrobił to szybciej i lepiej.

Zauważywszy, że zabrałam się za lekturę dzieł Amosa Oza, pewien recenzent przysłał dla nas swój tekst. Prosił o anonimowość, więc podpisany został zgodnie z życzeniem. A oto jego polekturowe wnioski:

"Życie toczy się dalej. W ten czy inny sposób każdy zostaje sam” – brzmi nakazowe twierdzenie Tego samego morza, wypowiedziane z tonem rezygnacji. W obliczu tej rzeczywistości niewiele jest oburzenia, a jedynie ciche, akceptujące pomruki, że tak już jest...


Chociaż To samo morze podkreśla samotność życia, uznaje również możliwość, jakkolwiek trudną i mało prawdopodobną, transcendencji.

W całej książce przeplatają się formy poetycka z prozatorską. Czyta się to jako zbiór fragmentów, a efektem jest wymagająca, ale nie chaotyczna ani zagmatwana treść. To mozaika indywidualnych głosów i wizji: Oz relacjonuje samotne, przygnębione życie swoich głównych bohaterów krótkimi, poetyckimi refleksjami na temat ich emocji i działań. Ich bogactwo wynika ze zdolności Oza do zachowania różnorodności perspektyw bez odchodzenia od głównych tematów książki, takich jak możliwość tworzenia ciepłych i głębokich relacji oraz poszukiwanie sensu i celu w życiu. Ta forma wyraża jedną z centralnych twierdzeń twórczości Oza: interakcja międzyludzka jest z natury niezręczna i niezwykle trudna.

Oz i bohaterowie Tego samego morza wielokrotnie odwołują się do zamkniętych w klatkach stanów emocjonalnych, zamknięcia i separacji. Postacie zwracają się do siebie, ale rzadko wchodzą w interakcje. Kiedy narrator opisuje ich zbliżenia, ale są to prawie wyłącznie nieudane próby komunikacji.


Cisza i morze to tutaj powracające siły: pochłaniają życie i tworzą jego punkt końcowy. Narrator od początku nadaje książce smutny, medytacyjny ton, ton starszego mężczyzny samotnie wpatrującego się w morską otchłań w swoim mieszkaniu, jego martwej żony i dziecka podróżującego – rodziny będącej poza zasięgiem.


Narrator zastanawia się nad tym, jak życie nieustannie toczy się dalej, zostawiając w tyle jednostki, które mają być zastąpione przez nowe, które potem również zostaną pozostawione w tyle. Nawet ty. Każdy. Całe Bat Yam będzie pełne nowych ludzi, a oni z kolei, całkiem sami w nocy, będą czasem ze zdziwieniem zastanawiać się, co księżyc robi z morzem i jaki jest cel ciszy. I oni też nie będą mieli odpowiedzi… Celem ciszy jest cisza.

Dowiadujemy się, że mężczyzna imieniem Albert Danon, księgowy podatkowy, mieszka w Bat Yam, niedaleko Tel Awiwu, a jego żona, Nadia, niedawno zmarła na raka jajnika. Jego syn, Rico, wędruje po Tybecie, szukając sensu życia, porzucając to, co znajome. Dziewczyna Rico, Dita, filmowiec, wprowadziła się do Alberta i robi mu podteksty seksualne. Nadia, choć nieżyjąca, zwraca się do syna w jego podróżach i pociesza jego poszukującą duszę.


Oz pisze ostrymi, zwięzłymi zdaniami, które brzmią mechanicznie, przywołując banalność życia Alberta Danona: „Tak czy inaczej, pan Danon wstanie teraz i wyłączy komputer. Pójdzie i stanie przy oknie. Na zewnątrz na podwórku na ścianie jest kot. Zauważył jaszczurkę. Nie odpuści”. Rico podróżuje, a Albert zamyka się w sobie, mimo że stara się okazywać czułość wrażliwej i potrzebującej emocjonalnie Dicie. Bettine, 60-letni wdowiec, który zaprzyjaźnia się z Albertem, potrafi okazywać uczucia, choć subtelnie i przez pryzmat wątpliwości, kwestionujących zdolność człowieka do dostrzegania głębi i cudowności zawartych w życiu jednostek i w życiu jako całości. Oz martwi się tym, co robią przyjaciele, dzieci, rodzice i kochankowie, kiedy każdy kocha i tęskni za drugim, ale nie może tego okazać. Rico i Nadia rozmawiają ze sobą przez sny. Albert czuje pewne przywiązanie i pociąg do Dity, ale ich interakcje są niepewne i niewygodne. Przychodzi krótka pocztówka od Rico z informacją, że Tybet jest śnieżny, co przypomina mu śnieg w Bułgarii z bajek na dobranoc jego matki. Wszystko, co Rico udaje się wyrazić, to izolacja i zniszczenie natury. „A tak przy okazji, rozrzedzone powietrze w jakiś sposób całkowicie zmienia każdy dźwięk. Nawet najbardziej przerażający krzyk nie przerywa ciszy, ale zamiast tego, jakby to ująć, dołącza do niej”.


Oz pisze sceptycznie o tym, jak ludzie próbują uniknąć smutku wynikającego z życia w klatce, znajdując sens poprzez podróże i intelektualne zaangażowanie w sprawy społeczne. Bohaterowie Oza rzucają sobie nawzajem przebłyski czułości w postaci przelotnego uśmiechu lub śladu czułości w słowach wślizgniętych na koniec zdania, które są ledwo słyszalne, ale wciąż dostrzegalne. Nie boją się emocjonalnej otwartości ani nie są jej świadomie przeciwni; po prostu nie są do tego zdolni.

Chociaż ton Oza jest konsekwentnie melancholijny, kończy To samo morze niezwykle pozytywnym twierdzeniem, które graniczy z unieważnieniem egzystencjalnego pesymizmu, kształtującego pracę. Oz pisze: „Powstań teraz i idź, lekki i spokojny, wstań i idź w poszukiwaniu tego, co straciłeś”. Autor kwestionuje jego naleganie, że „w ten czy inny sposób wszyscy zostają sami”. Jest to mile widziana odmiana od czasami zbyt pewnego siebie przedstawiania w książce surowości życia i natury ludzkiej.

To samo morze
oferuje nadmiernie szarą wizję życia, człowieka przygnębionego, niechcącego przyznać, że szczęście i piękno są integralną częścią życia. Wydaje się, że uśmiechnięta para śmiejąca się beztrosko lub dwoje przyjaciół zaangażowanych w intymną i otwarcie czułą rozmowę całkowicie zbiłoby tę książkę z kursu. Mamy czuć się zamknięci i samotni, a zamknięci i samotni ludzie nie robią takich rzeczy. Z pewnością za mało – ale uznanie przez Oza pozytywnych aspektów życia wydaje się dziwnie umieszczone na samym końcu książki, niemal niechętnie. Wizja życia Bettine, tak dostrojona do wysublimowanej natury piękna, idei, miłości, jest w stanie spojrzeć poza powierzchowność i ciszę oraz wiecznie pochłaniające morze. Wie, jak dawać i otrzymywać miłość oraz potrafi budować przestrzenie intymności. O swoich wnukach Bettine mówi: „W piątkowy wieczór zostają ze mną/ i wtulają się w moje łóżko. Chronię ich/ przed koszmarami i zimnem, a oni chronią mnie/ przed samotnością i śmiercią”.


W pewnym momencie w książce Oz pisze: „Po co chodzić po przepaściach?” - wyzwanie jest tak wielkie, a nagroda tak rzadko otrzymywana. W celowo okrężny i niezwykle skuteczny sposób Oz przekonuje, że rzeczywiście jest to jedyna rzecz, którą – paradoksalnie - warto w życiu zrobić.

 

-------------------------------------------------------------

Amos Oz, To samo morze, przeł. Tomasz Korzeniowski, Warszawskie Wydawnictwo Literackie Muza SA, Warszawa 2002.