Domknęliśmy kolejne koło czasu - Katarzyna Kuroczka

Kopiec Wyzwolenia 006.JPG

(fot. Katarzyna Kuroczka)

Domknęliśmy kolejne koło czasu. Tym razem wydaje się nam, że to pierścień samotny, niepasujący do reszty oczek w łańcuchu dziejów. Jakieś potknięcie w historii. Zgrzyt w muzyce sfer.

Cokolwiek by nie napisać o 2020 roku, będzie trąciło banałem. Cóż bowiem można powiedzieć wobec śmierci blisko 2 milionów ludzi, większej lub mniejszej traumy ponad 82 milionów osób, których dosięgła strzała koronawirusa, niepewności jutra niespełna 8 miliardów, utraty pracy, rozpadu rodzin, wzrostu przemocy domowej, odcięcia całego pokolenia od możliwości normalnej nauki i kontaktów rówieśniczych, zniszczenia relacji międzyludzkich, kryzysu bliskości nawet w rodzinnym kręgu, zamaskowania lub wręcz zamurowania we własnym wnętrzu każdego z nas z osobna?... Można tylko zamilknąć. Każde bowiem słowo wydaje się puste i właściwie nikomu niepotrzebne.

 

Co człowiek – to odrębna historia pandemiczna (pięknie opisuje swoją historię Irmina Kosmala w dzienniku pandemicznym publikowanym w "Latarni Morskiej"), co dom – to jedyny, niepowtarzalny dramat lub szczęście przyprawione nutą goryczy, co kraj – to inna droga do normalności… Któż pierwszy rzuci kamień osądu, oceny, analizy, by choć przez chwilę poczuć się nie uczestnikiem, a wszystkowiedzącym obserwatorem? Kto odważy się zlać miliardy doświadczeń w jakiś jeden bezosobowy kształt?

Ja nie. Nie tylko dlatego, że nie śmiem, ale nade wszystko dlatego, że nie umiem. Po prostu nie potrafię spojrzeć na to domknięte już koło z boku. Czuję, że za bardzo siedzę wewnątrz problemu, by móc się do niego zdystansować. Wolę zatem spojrzeć na ten rok z osobistej perspektywy i dostrzec to, co mi się mimo wszystko udało.

A jest w tym ogólnoświatowym nieszczęściu ukryta wielka perła mojego osobistego szczęścia. Moja Córka. Przyszła na świat, gdy tylu z niego odchodziło. Przyszła wbrew nadziei i niejako na pohybel wielkiemu smutkowi tego roku. Jakby chciała mi powiedzieć: to nie czas na zamartwianie się, to czas radości, chociaż nie wszystkim jest do śmiechu.

Dzięki niej odbyłam wspaniałą podróż po literaturze dla młodego odbiorcy. W ciąży przeczytałam M. 112 książek (tu znajdziesz pełną listę, którą przy okazji polecam każdemu rodzicowi), a po narodzinach kilka z nich powtórzyłam oraz przeczytałam 15 nowych (razem odkryłyśmy wiele wspaniałych nowości wydawniczych z ciepłymi, prostymi tekstami i wspaniałymi ilustracjami, które na razie mają największą siłę przyciągania uwagi M.). Jedną z lektur – nomen omen poświęconą macierzyństwu – udało mi się nawet zrecenzować dla kwartalnika „Guliwer” (nr 2 z 2020 roku).

Miniony rok to także kontynuacja lektury literatury przyrodoznawczej, którą rozpoczęłam w 2019 roku, co zaowocowało tekstem O tym, co może i powinno wynikać z naszych lekturowych podróży, który ukazał się w 1. numerze „Guliwera” w 2020 roku.

Marzec-maj to był czas wytężonej pracy nad artykułem naukowym dla Muzeum w Chorzowie. Gdy wokół szalała pierwsza fala epidemii i wszystko zamarło w bezruchu, ja przekopywałam moją bibliotekę domową i osobiste archiwum gromadzone od kilku lat, a także przepastne zasoby internetowych bibliotek, bo te realne były zabite deskami. Efektem jest tekst o rozmiarach 4 arkuszy wydawniczych pt. Królewskohuckie (chorzowskie) motywy w polskiej literaturze lat 1922-1945, którego część ukaże się w tym roku w 4. tomie monografii Chorzów, a reszta w przyszłym roku w „Zeszytach Chorzowskich”.

Udało mi się również napisać kilka wierszy oraz krytyczny felieton O zwilczeniu i zestryczeniu, czyli miłość w czasach zarazy, które opublikowałam w „Latarni Morskiej” (tu znajdziesz linki do wszystkich moich tekstóww „Latarni Morskiej”). W ogóle jest mi ostatnio bliżej do północy niż południa, można wręcz powiedzieć, że zaprzyjaźniłam się z północą rozumianą bardzo szeroko, bo od Gniezna (Kuźnia Literacka), przez Sztum („Prowincja”), po Kołobrzeg („Latarnia Morska”); stąd kolejny felieton pt. Kobiety są okrutne, czyli Śląsk wynicowany zamieściłam na łamach kwartalnika Dolnego Powiśla i Żuław „Prowincja” (nr 2 z 2020 roku). Choć i południowi przypadło coś w udziale – w „Strōnach Ziemi Pszczyńskiej” (nr 5 z 2020 roku) przedrukowałam moje opowiadanie Piątego dnia, które pierwotnie ukazało się w „Migotaniach” (nr 3 z 2018 roku). No, ale to zasługa otwartego dla mnie i mojej twórczości serca Alojzego Lyski.

 

CAŁOŚĆ FELIETONU NA STRONIE: https://kuroczka.blogspot.com/