Alfred i Emily - Doris Lessing

Alfred i Emily Lessing

Autorka recenzji: Mag

 


Moi rodzice byli wyjątkowi, każde na swój sposób. Łączyła ich niezwykła energia. Pierwsza wojna światowa okaleczyła ich oboje (…) Pokusiłam się o to, żeby dać im życie, które mogliby prowadzić, gdyby nie wybuchła pierwsza wojna światowa.”- taką genezę swej najnowszej powieści przedstawia Doris Lessing we wstępie do „Alfreda i Emily”.


Artysta- nie jest istotne, czy mamy tu na myśli pisarza, malarza, reżysera- ma moc demiurgiczną. Dane mu jest stwarzać światy, powoływać do życia postaci, a ograniczeniem w kreacji innej rzeczywistości jest jedynie jego wyobraźnia. Doris Lessing skrupulatnie skorzystała z owej mocy, puszczając wodze swej fantazji. Noblistka sięgnęła w otchłań swej pamięci i na podstawie wspomnień, strzępków rozmów, tęsknot, o których opowiadali jej rodzice, stworzyła im życie, które wprawdzie nie pozbawione było cierpienia i trosk, ale na pewno by im się spodobało.

„Alfred i Emily” została podzielona na dwie części. Pierwsza z nich to nowela, w której Lessing przedstawia czytelnikowi swoich rodziców. Alfred Tayler- ojciec pisarki- zawsze marzył o farmie, ale nigdy nie miał pieniędzy, by wykupić ziemię, więc ,aby spełnić jego marzenie autorka „Piątego dziecka” czyni go farmerem. Emily McVeagh- matka Doris rzeczywiście pracowała w St. George’s Hospital jako pielęgniarka, ale Lessing pozwoliła jej rozwinąć skrzydła na polu działalności społecznej. Zadziwiające jest jednak to, że w wyobrażeniach autorki „Podróży Bena” jej rodzice nie zostali małżeństwem. Każde z nich założyło własną rodzinę i prowadziło odrębne życie. Postacią łączącą ich losy jest Mary Lane- matka przyjaciółki Emily. Mary to postać, która przykuwa uwagę, to kobieta dobra, przepełniona ciepłem i życiową mądrością, zastępuje zarówno Alfredowi, jak i Emily matkę. Jest powierniczką sekretów, pocieszycielką w cierpieniu i przede wszystkim opoką w każdej sytuacji. To też typowa edwardiańska matrona, kobieta z klasą, prowadząca otwarty dom, znająca się na sztuce.

Lessing nie stwarza swym rodzicom sielankowego życiorysu, Alfred ciągle walczy z alkoholizmem najlepszego przyjaciela, który na dodatek jest zakochany w jego żonie - Betsy. Emily nie ma szczęścia do mężczyzn. Wychodzi wprawdzie za mąż za szanowanego lekarza, ale go nie kocha. Wkrótce małżonek umiera, a kobieta boi się poddać prawdziwemu uczuciu, które czeka tuż obok. Brak drugiej połowy rekompensuje jej działalność społeczna.

Postać ojca jest przez Lessing potraktowana z większą wyrozumiałością, ale też mam wrażenie, że Alfred stoi gdzieś obok, a cała uwaga czytelnika skupia się na matce. Pani McVeagh jest pełnowymiarowa i bardzo złożona. Czytelnik poznaje kobietę nieszczęśliwą i zagubioną, kobietę, która poszukuje własnej tożsamości, walczy o siebie i o innych. Jej determinacja i odwaga, z jaką dąży do wytyczonych sobie celów zadziwia. Jest uparta, niekiedy wyniosła, ale tak naprawdę ma dobre serce. Spadek po mężu przeznacza na rozbudowę sieci szkół, dba o edukację młodzieży na wsi, zaopatruje biblioteki w dobre książki, pomaga innym, choć sama czuje się nie spełniona. Tęskni za potomstwem, którego nie było dane jej mieć.

Lessing w drugiej części powieści zaprasza nas do krainy swego dzieciństwa. Gdzieś tam w tle toczy się wojna, ale na rodzinnej farmie pisarki życie upływa w swym niespiesznym tempie. Tym razem poznajemy prawdziwych Alfreda i Emily. Widzimy schorowanego ojca, któremu szrapnel utknął w czasie wojny w nodze i trzeba ją było amputować oraz matkę, z którą córka nie potrafi się dogadać.
Przede wszystkim jednak druga część to próba autorefleksji, docieranie do swoich korzeni, fascynacji, by lepiej zrozumieć swe późniejsze wybory. Tu autorka „Złotego notesu” przedstawia również swoje poglądy, dotyczące współczesności. Zestawia ze sobą leniwą rzeczywistość Rodezji lat dwudziestych z szalonymi czasami, w jakich przyszło jej teraz żyć. Delikatnie przemyca również wątki polityczne i feministyczne, elementy, które na stałe zadomowiły się w prozie Noblistki.

Tym, co urzeka w tej książce, to nie tylko wyobraźnia i świetnie skonstruowane postaci, ale również sensualistyczny język. Lessing wprowadza czytelnika w świat niezwykłych zapachów smaków i obrazów. Czytelnik może delektować się zapiekanym w karmelu i miodzie melonem, śledzić lamparta, umykającego do jaskini i wdychać zapach gotowanej kukurydzy.

„Alfred i Emily” to kalejdoskop postaci i losów, to niesamowita opowieść o kobietach, które mają w sobie tyle siły, by zmagać się z codziennymi przeciwnościami, a do tego jeszcze być opoką dla mężczyzn, których kochają. To również antywojenny manifest oraz świetnie nakreślony obraz edwardiańskiej obyczajowości.

 

www.lubimyczyac.pl