Krótka historia nikczemności - Irmina Kosmala
Autorka recenzji: Agnieszka Lange
Wszystkie twarze samotności
Ciekawego zabiegu dokonała autorka Krótkiej historii nikczemności. Nie pokusiła się bowiem o dalsze losy bohaterów debiutanckiej Złudy, ale – cytując umieszczony we wstępie fragment niezwykłego utworu Dawida Junga – o „rozpoczęty akapit”, a więc wszystko, co było wcześniej.
Można zatem oczekiwać, że książka wyjaśni, dookreśli sposób na życie i postawę Apejrona, który i tu jest osnową powieści. Tym razem jednak spotykamy inną stylistykę, inny język, wreszcie inną formę. Nie znajdziemy tu zatem filozoficznych traktatów, jak w Złudzie, za to całkiem zgrabne wplecione elementy sensacyjne, obyczajowe,
a zwłaszcza psychologiczne.
Bohaterka Ewa, po głośnym debiucie uwieńczonym sukcesem, cierpi na niemoc twórczą i słabo z tym ,cierpieniem sobie radzi. Jest depresyjna, kłóci się z narzeczonym. Któregoś dnia na ruchliwej ulicy Poznania wpada na kobietę z tajemniczą teczką, w której odnajduje inspirujące notatki. Czy to przypadkowe spotkanie jest faktycznie dziełem przypadku i co z niego dla Ewy wyniknie?
Mam mieszane refleksje po lekturze „Krótkiej historii…”. „Złuda” była hymnem o miłości. Tyleż pięknej, co niespełnionej. Tu autorka konsekwentnie wymyka się jakiejkolwiek klasyfikacji. A my przecież tak lubimy szufladki i etykiety. Miejscami, a raczej fragmentami mało mi autorki w tekście. Sploty bohaterów, ich szatkowane historie, fragmenty tekstów. Być może to zabieg celowy… . Zresztą każdy odbiór to tylko interpretacja.
Tajemnice życia Apejrona, pandemiczne listy od przyjaciółki z Wysp, czy wreszcie studium depresji – wszystko to można odnaleźć na kartach powieści, co czyni ją po prostu ciekawą i nietuzinkową. Są i literackie odniesienia, i filozoficzne, Pojawia się więc Sokrates, „Dzienniki” Sandora Maraiego, terapia Viktora Frankla. Autorka zarzuca nam ich niczym na wędkę. Czytelnik może połknąć haczyk lub po prostu je pominąć. Ja w prozie szukam poezji i ją też można tu odnaleźć. Jestem samotna jak Bóg przed stworzeniem świata – powie bohaterka.
Wszyscy bohaterowie to właściwie samotne wyspy. Powiązane, splątane, ale osobne. Mamy zatem studium samotności człowieka, który jak zawsze marzy o szczęściu i miłości, szuka go, a znajduje w zasadzie i jedynie nikczemność. Na wielu płaszczyznach i na wielu poziomach. Taką, która dla jednych ex definitione pozwoli, by powiedzieć komuś: „Wszystko skończone”, a dla drugich będzie jeszcze jednym odcieniem szarości w naszym niejednoznacznym, zagmatwanym, pełnym burej prozy życiu. Nikczemnością może być zatem nic albo i wszystko. Ile ludzi, tyle samotności. Ile ludzkich losów, tyle nikczemności.
A każdy ludzki dramat to dla innych ot, tylko kolejna krótka historia… .
----------------------------------
Irmina Kosmala, Krótka historia nikczemności, Wyd. Zeszyty Poetyckie, Gniezno 2024.