Dom dzienny, dom nocny - Olga Tokarczuk
Dom, pod którym w czasie roztopów przepływa podziemna rzeka, chyba musi być pełen niezwykłych historii. Niekoniecznie prawdziwych.
Właściwie jeśli chodzi o prawdy, zmyślenia, mity i sny, wszystko miesza się tutaj i płynnie przechodzi jedno w drugie. Zaczyna się niepozornie, a jednocześnie tajemniczo i mistycznie - od snu z pierwszej nocy w nowym domu. Takie sny podobno trzeba zapamiętać, bo zawsze się sprawdzają. Później Tokarczuk opisuje, jak się wydaje, swoje własne codzienne życie w osadzie w Sudetach, pogawędki z sąsiadką, starą perukarką Martą, ludzi z pobliskich wsi i miasteczek. Z tym tylko, że ich małe historie zawierają rzeczy bardzo niezwykłe. Pijaczek, który się powiesił, całe życie nosił w sobie ptaka ze skrępowanymi nogami, bezskutecznie szarpiącego się i uderzającego skrzydłami. A na to nie pomagała nawet wódka. Nawet bardzo dużo wódki. Nauczyciel historii, noszący nadane mu z niebywałą fantazją przez rodziców imię i nazwisko Ergo Sum, po pewnym bardzo trudnym epizodzie z czasu wojny, zostaje wilkołakiem. Jednak odkrył w sobie wilka dopiero, gdy mu powiedziano, że tacy ludzie jak on są wilkami. Staruszka z domu obok zapada w sen zimowy w piwnicy. Dosyć obszerny wątek związany jest ze świętą Kummernis, o której legenda prawdopodobnie wzorowana jest na jakiejś prastarej bogini, i spisującym jej żywot mnichu Paschalisie, który zawsze pragnął być kobietą. Zaczyna się od książeczki wygrzebanej gdzieś na straganie. Bardziej jednak od żywota Kummernis, znanej i pod wieloma innymi imionami, autorkę interesuje zapomniany autor opisu. Tak więc opowiada nam własną jego historię, taką, jaka jej zdaniem być powinna. Wtrąca też biografie kilku innych, bardziej współczesnych ludzi. Ich postaci są epizodyczne i właściwie przypadkowe. Jednak może właśnie dlatego Tokarczuk nadaje im znaczenie, to, czego nikt nie mógłby wiedzieć, dopowiada po swojemu, uzupełniając puste miejsca. Jak gdyby wszystko domagało się opowiedzenia, jakby to, co zostało już zapomniane, należało uzupełnić wyobraźnią, może oddając hołd nawet najbardziej nieznaczącym i niepozornym ludziom i miejscom. A może nie nawet, ale właśnie im.
W to wszystko jeszcze wplatają się sny. Własne i cudze. Wyraźnie widać inspiracje Jungiem, gdy Tokarczuk relacjonuje wertowanie stron w internecie, na których ludzie spisują swoje sny i odkrywa, jak często bywają podobne. Tej samej nocy połowa świata śni o autobusach, o listach albo o wodzie. Jakby się wszyscy zmówili lub jakby sny pochodziły z jakiegoś źródła, w którym poruszamy się wszyscy, a które jest czymś poza nami. Ciekawe, czy to prawda. Sny pozornie nie łączą się z pozostałymi wątkami. Po prostu pojawiają się pomiędzy. Cała książka zresztą nie ma właściwie fabuły. Dosyć rozległe i biegnące linearnie są dzieje Kummernis, a później Paschalisa (jego historia, mistyczno-zmysłowa, przypomina mi w jakiś sposób twórczość Jeannette Winterson), także Ergo Suma. Żaden z nich nie jest jednak dominujący. Właściwie ta książka ma strukturę snu. W tym drugim, nocnym świecie także przeskakujemy z miejsca na miejsce, nie wiedząc, jak się tam znaleźliśmy i nie myśląc nad tym, też znani na co dzień ludzie ukazują się zupełnie inaczej, niż w dzień. Świat dzienny i świat nocny są zupełnie odrębne, ale obydwa żyją swoim rytmem. Jedna z bohaterek twierdzi nawet, że to rzeczywistość jest marną imitacją snu. W każdym razie, świat snów pozwala zupełnie inaczej spojrzeć na świat jawy. I być może tylko oba razem tworzą całość, która pozwoli nam odkryć... No właśnie, co?
Iza Budzyńska
http://65ksiazeknarok.blox.pl/htm