Traktat o łuskaniu fasoli - Wiesław Myśliwski
Powieść Myśliwskiego to metafizyczna „księga przypadku i przeznaczenia”, wyłuskująca filozofię życia ze strąka pojedynczej egzystencji.
Narrator zaprasza Czytelnika pod swą strzechę, stawia przed nim drewniany stołek i łuska historię swego życia. Wie bowiem, że najważniejsza jest pamięć którą można porównać do światła dawno zgasłej gwiazdy. To ona stanowi rdzeń naszej tożsamości. Bez pamięci jesteśmy…(no właśnie – czy aby na pewno wówczas jesteśmy?) gwiazdą pozbawioną światła.
Istniejemy dopóty, dopóki ktoś o nas pamięta. Dopóki ja o sobie pamiętam. A kimże ja właściwie jestem? Czy ja to ja, czy też odbicie Innego we mnie? Narrator podchwytuje moje pytanie: „Ledwo pan przyjedzie, już pana obłażą jak mrówki. I swędzą, szczypią, obgryzają. Po tygodniu urlopu, a nie wiem, ja, nie ja. Bo niech pan mi powie, ilu ludzi zmieści się w człowieku, żeby jeszcze czuł się, że to on?”.
Już chce się podjąć dyskusję, zadać fundamentalne pytanie, ale czujny Narrator prowokuje dalej: „Nieraz próbuję tego dociec, jestem czy nie jestem. Tylko że sam dla siebie człowiek nie jest świadectwem. Musi zawsze ktoś drugi poświadczyć”.
Egzystencjalnych ziaren wyłuskamy podczas tego niezwykłego spotkania jeszcze wiele. Ostrzegam: wszystkie one włażą w krwiobieg. Czytelnik wie, że nie może pozostawić ich samym sobie. Musi je przetrawić. Jednak, gdy już zdawać mu się zacznie, że siebie pojął - na nowo się sobą zadziwi, na nowo zgubi, by znów zacząć szukać. Ta dość frustrująca tułaczka po swym wnętrzu, to obijanie się o siebie, zmęczy i zdenerwuje. Narrator wówczas ze zrozumieniem skonstatuje: „Cóż, człowiek jest istotą niezastygłą, wciąż w nim się gotuje, wrze i choćby nie miał powodu, będzie się buntował. Sam sobie jest wiecznym powodem”.
Wyzwolone z mrocznej łupiny ziarno padnie na inne, zacznie rzucać światło. Czytelnik ze zdumieniem dostrzeże, jak wiele ich już mimochodem uwolnił podczas tego spotkania.
Czas podziękować za gościnę, wracać do domu. Jeszcze tylko jeden promień do kieszeni – dla pamięci.
Irmina Kosmala