Ostatnie rozdanie - Wiesław Myśliwski

Mysliwski Ostatnie rozdanie_popr

Autor recenzji: Piotr Goszczycki


Czymże jest osobisty notatnik i zapisanych w nim setki nazwisk: rodziny, przyjaciół, znajomych i ludzi przypadkowych? Czy życie, generowanie codzienności, jest w stanie zapamiętać wszystko? Niestety nie. Słynne powiedzenie mówi, że wszystko się Bogu udało, oprócz starości. Na starość nie pamiętamy wielu, wielu rzeczy. Dylemat notatnika osobistego, opasanego grubą gumą stawia pytanie: kim byliśmy, kim byli ci ludzie i co dla mnie znaczyli? Ilu z nich po prostu nie pamiętam, ilu z nich jeszcze zobaczę. Wiesław Myśliwski zaznacza, że pamięć o człowieku istnieje, dopóki jest on zapisany w notatniku; jego adres i domowy (wciąż) sześciocyfrowy numer telefonu. Jednak człowiek nie żyje. Pamięć o człowieku umiera tak naprawdę dopiero wtedy, gdy wykreśli się go z zapisu. Współcześnie, strasznie łatwo jest usunąć człowieka z pamięci. Wystarczy wyjąć telefon komórkowy i nacisnąć przycisk. To tylko początek, tylko wprowadzenie do najnowszej książki Myśliwskiego Ostatnie rozdanie.

O co tak naprawdę chodzi Myśliwskiemu w najnowszej książce? Czy jest to autobiograficzna spowiedź przed końcem? Przepisanie notatnika? Przepisanie tylko tych ludzi, który są warci, aby o nich pamiętać w nieskończoność? Dlaczego oprócz tych wszystkich nazwisk są także sytuacje, codzienność i listy? Dla Autora powieści Kamień na kamieniu (1984) każdy pretekst jest dobry, aby napisać o osobowościach, które w jakiś tam sposób odcisnęły piętno na naszym życiu, które przyczyniły się do jednego kamienia milowego, bądź były kamyczkiem w bucie wędrującego… Przy okazji wywiadu opublikowanego w GW, Myśliwski mówił, że proces tworzenia jest nieprawdopodobnie wyczerpujący. To prawda. Jakiś czas temu, jako pretekst podniósł swój opasły notatnik, jednoznacznie stwierdzając, że TO jest temat na książkę. Temat wspaniały, ale uważam, że mimo wszystko przegadany.

Ostatnie rozdanie można uznać za rodzaj spowiedzi z uczestnictwa w całym swym życiu. Bohater opowiada o swojej miłości platonicznej: Marii. Dużo miejsca poświęca Matce, oraz momentom, gdy przyuczał się do zawodu krawca (z którego i tak nic nie wyszło). Wrażenia te, nie są zapisem ciągłym, lecz wyrywkowym. Nie nakreślają zbyt wiele informacji o danej osobie, co jednoznacznie sprawia, że czyta się lekko i przyjemnie. Ale to czytanie trzeba porównać do niekończącej się rzeki. Rzeka wciąż płynie leniwie, co jakiś czas mając bardzo łagodny zakręt w postaci wspomnienia, lub jakiegoś działania. W rzece tej, nie ma głównego i rwącego nurtu. Akcja tej książki płynie podobnie. Zdawałoby się, że bez końca, bez puenty. Rzeka to krajobraz, w którym czasem pojawiają się konary starych drzew. Konary oznaczają tylko refleksję nad przemijaniem. Co może się przytrafić człowiekowi chcącemu przed śmiercią wymienić notatnik na nowy, przepisać nazwiska… i zastanawia się nad niektórymi. Jak można długo dręczyć czytelnika opowiadaniem życia, w którym nie istotne jest to, ile się działo, ale jak się działo. Jestem przekonany, że gdyby porównać rzekę opowieści Myśliwskiego z rwącym potokiem Grzesiuka, to czytelnik więcej zyska na rwącym nurcie. Połknie książkę, zatracając się przy tym, na pewno zapomni o rzeczywistości. Nie można ująć Myśliwskiemu wręcz wybornej filozofii. Co jakiś czas, w swoje twarde litery zapisuje zdanie wręcz genialne. Niestety, ta perełka znajduje się zbyt rzadko, gdyby wziąć pod uwagę ilość litery.

Mimo wszystko sądzę, że Ostatnie rozdanie nie jest ostatnią (jakby się zdawało), książką Myśliwskiego. Ten złudny tytuł i wyjątkowo wspomnieniowy charakter nowego dzieła ma za zadanie celowo wprowadzić czytelnika w błąd: Człowiek, a zwłaszcza pisarz nie oznajmia: to moja ostatnia książka, to moje ostatnie rozdanie. To, że w tym tytule główną rolę gra gruby notatnik oraz wspomnienia (związane z nazwiskami) nie oznacza, że to już koniec! Działalność pisarza przypomina mi funkcjonowanie drożdży piekarskich w cieście chlebowym. Odpowiednia ilość tych bakterii w chłodnej atmosferze rośnie wolno, aczkolwiek systematycznie i nic nie wskazuje, by zimne środowisko miało coś zmienić. Jednakże w pewnym momencie następuje wypiek: ciasto przed zapieczeniem i ostatecznym się utrwaleniu wizerunku potrafi o 1/3 zwiększyć swoją objętość. Zmianę tę zawdzięczamy tylko i wyłącznie drożdżom, które czują swoją śmierć i wzmagają ostatnią pracę. Jestem przekonany, że podobnie będzie z Myśliwskim. Autora dramatu Złodziej (1973) stać jeszcze na jakiś przewrotny tytuł, na symboliczną kropkę nad i. Świadom tego, i znając zgoła inne przypadki wiem, że heroiczny trud jest zawsze opłacalny.

Wiesław Myśliwski jest przykładem pisarza, który – jako rzemieślnik mistrzowskiego słowa - wyjątkowo długo tworzy każde swoje "dziecko". Dlatego też tak rzadko wychodzą Jego książki. Ale – jeśli już – to jak na mistrzostwach w podnoszeniu ciężarów. Za każdym razem, proza ta, czyste złote polskiej literatury jest na niedoścignionym poziomie. Przykładem może być książka: Traktat o łuskaniu fasoli, która oprócz naszej rodzimej Nike zdobyła również we Francji Grand Prix Littéraire de Saint-Émilion. W sumie ta książka została przetłumaczona w 9 językach. Oprócz tego Myśliwski otrzymał Złote Berło Fundacji Kultury Polskiej przyznawane wybitnym polskim twórcom. Czy w tym zachwycie nad wyróżnieniami, Myśliwski – nie stracił formy pisząc Ostatnie rozdanie? Czy uważać można tę pozycję jako słabszą, ale nie schodząc z podium – po cichu rzeźbić kolejne zdania – czegoś nowego, czegoś zaskakującego? Oby. Jak kiedyś napisał Bogdan Olewicz: „Trzeba wiedzieć, kiedy ze sceny zejść. Niepokonanym.” Wiedząc, że każdemu, nawet najlepszemu może trafić słabsza powieść – czekam cierpliwie na burzę w wykonaniu Mistrza.

------------------------------

Pamięć nie jest od pamiętania, lecz od wspominania, a to nie to samo
                                                                   
   Wiesław Myśliwski

Pozwolę ustosunkować się krótko, acz polemicznie, do powyższej recenzji, autorstwa Piotra Goszczyckiego. Warto bowiem, Piotrze, dodać, iż temu czytelnikowi, który zadomowił się w prowadzonej przez Myśliwskiego narracji z rodu Traktatu o łuskaniu fasoli, ta z Ostatniego rozdania wyda się wyczekiwana, ważna i stanowiąca oczywistą kontynuację poprzedniej. Stąd zarzut o niewprowadzenie novum do twórczości powinien być natychmiast obalony. Autor świetnie rozpoznał się w języku, którym się delektuje i nasyca. Delektacja natomiast wymaga czasu i skupienia; rozchylenia warg i rozkoszowania się chwilą, której nie chcemy dać tak szybko minąć. A Ty, niecierpliwy czytelniku, chcesz, żeby było szybko i rozkosznie!

Na koniec warto dodać, że leitmotivem niniejszej powieści jest PAMIĘĆ. To ona spina wszystkie kartki notesu - chaotyczne wątki przywoływanych historii poszczególnych ludzi - w całość. Pamięć stanowi ponadto ogniwo łączące czas przeszły z teraźniejszym. Jest również treścią naszej tożsamości. Drugim, równie ważnym spoiwem łączącym wszystkie historie jest postać MARII. To ona, niczym Kariatyda, podtrzymuje poszczególne elementy tkanki narracyjnej powieści. To dzięki niej – realnej lub onirycznej – bohater-narrator uświadamia sobie, kim jest, ale i kim nigdy nie będzie. Wiele w tej „rzece” płynącej niespiesznym nurtem wspomnień, zadumań i smutków. Może dla niektórych czytelników zbyt dużo. Warto jednak wg mnie zanurzyć się w jej wodach, poczuć chłód porośniętych mchem kamieni, nastąpić na przepływający konar. Otrzeć się o czyjeś życie lub w nim rozpoznać.
                                                                                                                                                                                                                 IK