W środku jesteśmy baśnią - Wiesław Myśliwski

W srodku jestesmy basnia 2022.jpg

Autor recenzji: Janusz R. Kowalczyk

Mowy i rozmowy


Dla Wiesława Myśliwskiego najważniejsze jest pierwsze zdanie książki, które jak magnes przyciąga kolejne nośne słowa przejęte z żywej mowy. W 90. rocznicę urodzin pisarza wydawnictwo Znak uczciło go wydaniem zbioru mów i rozmów zatytułowanych "W środku jesteśmy baśnią".

Kluczem otwierającym sezam tajemniczego świata twórczej i życiowej aktywności Wiesława Myśliwskiego jest słowo "kiedyś". W księdze "W środku jesteśmy baśnią" z podtytułem "Mowy i rozmowy", można się na nie po wielekroć natknąć, nawet w jednym tekście. Pisarz, niechętnie udzielający wywiadów, osłania się nim jak tarczą przed dziennikarską natarczywością, skutkującą zadawaniem wciąż tych samych pytań.

Stąd też nader częste występowanie wyrażeń: "kiedyś powiedziałem", "kiedyś napisałem", "nazwałem to kiedyś". W świecie prozy Myśliwskiego słowo "kiedyś" zawiera istotę jego pisarskiej filozofii. Wyraża jedyny możliwy do uchwycenia (pamięcią, piórem) czas.

Dla mnie istnieje tylko jeden czas – przeszły. Teraźniejszy czas jest fikcją. Przecież jego nie ma! Natomiast przyszłość jest tylko wyobrażeniem, niczym więcej. A czas realny, empiryczny, ten, którego możemy dotknąć, który nosimy w sobie, jest zawsze czasem przeszłym. Kiedyś powiedziałem, że pojęcie współczesności jest pojęciem administracyjnym, a nie estetycznym czy filozoficznym. Bierzemy na siebie brzemię czasu przeszłego – nawet jeśli skończył się przed pięcioma minutami. Tego już z siebie nie wyrzucimy.

Stanowi on za to punkt wyjścia wspaniałych książek, skupionych na poszukiwaniach utraconego czasu – czy to przez Prousta, czy Myśliwskiego. Zaprzepaszczonego tym bardziej, że anonsuje on niekiedy schyłek określonej epoki. Wystarczy odwołać się do jednego z kluczowych tekstów tomu, słynnego eseju polskiego pisarza: "Kres kultury chłopskiej" z 1999 roku, zawartego w "Mowach", pierwszej części tomu.

Wiesław Myśliwski wyraził w nim swoje zaniepokojenie inteligenckim sposobem pojmowania problemów ludzi polskiej wsi i ich kultury w szerokim spektrum dziejowym. Od rzeczywistości czasów pańszczyźnianych, poprzez zabory, dwudziestolecie międzywojenne, okres PRL-u, aż po dni obecne. Przejawami ciągnącego się poprzez wieki niewłaściwego pojmowania chłopskich aspiracji było przyjęcie wyłącznie dworskiego punktu widzenia (salonowej sielanki jako przeciwwagi do niewolniczej eksploatacji ludzi w siermięgach), obecnego w Młodej Polsce (inteligencka chłopomania), w Polsce Ludowej z jej, jak na ironię, "sojuszem robotniczo-chłopskim" (folklor, cepeliady), do czasów masowego dostępu do telewizji (zakłamana propaganda, ogłupiające reklamy), telefonów (rozkwit bezmyślnego gadulstwa), internetu (zalew hejtu) etc.

Wspomniane wynalazki – w założeniach pożyteczne, ale jedynie wtedy, gdy używa się ich w sposób odpowiedzialny – odebrały mieszkańcom wsi istotę ich wspólnotowości. Dawniej, w czasie wolnym od pracy na wolnym powietrzu, wielopokoleniowe rodziny wraz z sąsiadami zbierały się w chatach na posiadach – przy łuskaniu fasoli czy przy darciu pierza – i w takiej komitywie rodziły się niezapomniane, wspominane przez pokolenia, przekazywane z ust do ust gawędy. Dziś ten najważniejszy element chłopskiej kultury, jakim przedtem była żywa mowa, zupełnie zanikł.

Wprawdzie nie można do nikogo mieć pretensji, że w kraju praktycznie zlikwidowano analfabetyzm, wcześniej jednak nawet niepiśmienny chłop dysponował nieprzebranymi możliwościami słownego wyrazu, gdyż wieśniacza kultura zawierała się głównie w języku. Co pozostało nienazwane, to praktycznie nie istniało – "chłop we wszystkim zniewolony, wolny był tylko w języku". Opowieść chłopska z dawien dawna była słowotwórczą siłą napędową naszego języka, choć jego niepiśmienni kreatorzy nierzadko nic nie wiedzieli o istnieniu słowników, leksykonów czy kompendiów.

Zanim ktokolwiek się spostrzegł, nadszedł kres językowego matecznika, stąd tak niewiele reliktów chłopskich opowieści przetrwało do naszych czasów. Częściowe ich ocalenie jest dziełem Myśliwskiego, założyciela i przez lata redaktora naczelnego kwartalnika "Regiony". Choć pisarz, oczywiście, przede wszystkim utrwalał chłopską mowę – nie gwarę, jak podkreśla – w swoich powieściach: ("Mógłbym powiedzieć, że wziąłem u chłopów wielką lekcję języka polskiego […] wolności języka i możliwości języka").

Twórczość i postać Myśliwskiego nie przez wszystkich była przyjmowana z aprobatą – nie zabrakło różnego rodzaju pretensji. Drugą część książki: "Rozmowy" otwiera materiał nietypowego pojedynku – w formule trzech na jednego – odbytej w 1986 roku, kiedy to trio krytyków literackich miało prozaikowi najwyraźniej za złe, że dwa lata wcześniej wydał uznaną za arcydzieło książkę, "Kamień na kamieniu". Uporczywie posługiwali się przy tym kompletnie nieadekwatnym do jego twórczości terminem – nurt chłopski.

O Boże, znów ten nurt. Myślałem, że jednak będziecie oryginalniejsi. Po pierwsze – nie reprezentuję nurtu, nie chcę go reprezentować, nie mam takich upoważnień. Mogę i chcę reprezentować tylko siebie. Po drugie – nie uprawiam nurtu, tylko piszę książki. I po trzecie – znudziło mi się już ciągle odpowiadać na tego rodzaju pytania.

Ale padały, w wielu innych wywiadach nie zabrakło nader niekonwencjonalnych indagacji: ("Miał pan kiedyś wszy?)", wielokrotnie – wyznał pisarz – jak to w powojennej biedzie, gdy wesz czy świerzb były nieodłącznym towarzyszem człowieka. Chroniący praw do swojego życia prywatnego Myśliwski nie eksponował zbytnio ani siebie, ani swojej rodziny. Przełamał się dopiero w 1990 roku w rozmowie dla paryskiej "Kultury".

Nigdy nie byłem członkiem partii komunistycznej. Skąd się bierze ta plotka? Z tych, co należeli. Ja nie należałem. Nigdy nie piszę życiorysów, nie cierpię rubryk, wyrzucam do kosza. Ale powiem pani. Urodziłem się na wsi, gdzie mieszkałem do czternastego roku życia. Potem poszedłem na nauki do miast. Skończyłem liceum ogólnokształcące w Sandomierzu. O mały figiel nie zostałem inżynierem. Otrzymałem maturę w 1951 roku i zdawałem na studia. Nie zostałem przyjęty "z braku miejsc". Wobec tego poszedłem na KUL – Katolicki Uniwersytet Lubelski. Po 1956 roku pisałem pracę magisterską, po KUL-u było bardzo trudno o pracę. Ponieważ moja matka była przed wojną działaczką Związku Młodzieży Wiejskiej, a dziadek był w PSL, właśnie dzięki ludowcom, jeszcze na studiach, zacząłem pracować w Ludowej Spółdzielni Wydawniczej. Pracowałem tam do 1976 roku, ponieważ z kolejnym prezesem już nie mogłem wytrzymać (domagał się socjalizmu w poezji miłosnej). Zacząłem wydawać kwartalnik "Regiony" [….] Nawrocki, kierownik Wydziału Kultury [KC PZPR], chciał nas rozwiązać... Ale minister kultury wziął nas potem na swój garnuszek. No i tak. To mój bardzo szczegółowy życiorys.

Dodajmy, że na studia polonistyczne ówczesnego narzeczonego namówiła jego obecna żona, również polonistka, pani Wacława Myśliwska: ("Poznałem ją, kiedy miała szesnaście lat. Miłość była naszym szaleństwem"). On był o rok starszy.

Ścisły umysł niedoszłego projektanta statków na humanistycznym kierunku nie dostawał właściwej pożywki: ("Dopiero na trzecim roku profesor Irena Sławińska podsunęła mi temat pracy magisterskiej, który mnie rozbudził. O psychologizmie w prozie dwudziestolecia"). Magistrant zaczął się rozczytywać w psychologii, zwłaszcza we Freudzie, jeszcze wówczas trendy, i dzięki temu ukończył studia.

Czytając zbiór wypowiedzi jubilata, nie sposób pominąć kilku najbardziej aktualnych: ("W moim przekonaniu na przykład polską historię literatury można by z powodzeniem ułożyć inaczej, niż została ułożona, i z większym pożytkiem dla edukacji, estetycznym pożytkiem, a nie ideologicznym"). Jak również kolejna: ("Na przepisywaniu historii, na pisaniu jej na nowo zawsze ktoś zyskuje. Zawsze przyświeca temu jakiś cel. I zawsze jest nim walka o władzę. To lejtmotyw historii świata").

Zdaniem pisarza, przy dzisiejszych systemach komunikacyjnych dobrze widać, gdzie są wojny. W zasadzie wszędzie, coraz bliżej nas. Lecz ich mocno niepokojący aspekt nie kryje się tylko i wyłącznie w rozkazodawcach.

Jestem skłonny sądzić, że w planie czysto ludzkim człowiek jest odpowiedzialny za wszystko, co niesie historia. Nie wierzę na przykład w narodziny tyranów samych z siebie. Według mnie to ludzkość ich wyłania, żeby wzięli jej grzechy na siebie. Poprzez tyrana niejako zwalniamy się z odpowiedzialności. Tyran to nic innego, jak jedna ze struktur tkwiącego we wszystkich zła. Co jest takiego w człowieku, że musi prowadzić wojny, musi zabijać, musi wyłaniać tyranów, że mimo wzrostu świadomości tego wszystkiego nie stajemy się wcale lepsi?

Pytanie o kwestie ideologiczne przyniosły refleksję, z którą trudno byłoby polemizować: ("Nie jestem w stanie słuchać wystąpień polskich polityków, ponieważ wiem, kto skąd jest i co będzie mówił. Powiedziałbym, że nastąpiła degradacja umysłowa, językowa. Jak się zdarzy, że ktoś powie coś nowego, innego, to aż nie chce się w to wierzyć").

A co, idąc tropem nowości, szczególnie mnie w tym zbiorze zaskoczyło? Pewien Anglik, Bill Johnston, zamieszkał w Stanach, gdzie tłumaczy polskie książki. Jego refleksja wydaje się dyskusyjna, zastanawiająca, acz per saldo budująca.

Doszedł do wniosku, że polszczyzna to najpiękniejszy język na świecie. Powiedziałem, żeby nie żartował, na co odpowiedział, że żaden język nie ma takiego spektrum dźwięków jak polski. […] I rzeczywiście – od "cielęciny" do "chrząszcz brzmi w trzcinie". Jakaż to ogromna skala!

Pisarz od dekad pozytywnie zaskakujący każdym ze swoich dzieł, zdradził nam tajemnicę swojego sukcesu: przede wszystkim nie należy o niego zabiegać. Wtedy ewentualne rozczarowania będą mniej bolesne. Poza tym każda nowa powieść nie powinna dyskontować poprzedniej, lecz przeciwnie, musi być dla niej swoistą przeciwwagą.

 

Dobre rady zawsze warto upowszechniać, zwłaszcza, że nic nie kosztują, wymagają tylko – bagatela – wzmożonego hartu ducha i tytanicznej pracy. Trudno zatem oczekiwać, żeby zyskały wielu naśladowców. Dlatego też świat nieustannie wymyka się z rąk mędrców i nader często trafia w najmniej odpowiednie.

-------------------------------------------------------------------------------------------

Wiesław Myśliwski, W środku jesteśmy baśnią. Mowy i rozmowy, redakcja: Wojciech Bonowicz, Jerzy Illg, wydawnictwo: Znak, Kraków 2022.

 

www.culture.pl