Uwięzienie - Lech M. Jakób
Każdemu przydarza się kiedyś coś, co może go zmienić, zmienia. I niekoniecznie musi to być epizod ekstremalny. Niejednokrotnie wystarcza jakiś znak, mniej lub bardziej wyraźny, nawet zwykły sen. Byle patyczek na piasku przyniesiony przez morze, żądło pszczoły, ból, zapach, przypadkowe zdanie z książki, odbicie w lustrze, wszystko. Trzeba tylko umieć sobie z tym poradzić, być, być gotowym. No i nie prześlepić, nie przeoczyć. - Lech M. Jakób
Wyobraź sobie, że oto budzisz się nagle w głębokiej na sześć, może osiem metrów studni. Jesteś obolały, zmarznięty i głodny. Krwawisz. Czujesz się samotny i bezradny wobec sytuacji, z którą przyszło ci chwilowo się zmierzyć. No właśnie, chwilowo. Pociesza cię ta myśl i uspokaja. Za moment przecież nadejdzie pomoc. Znów staniesz się wolny…
Pierwsza spędzona w totalnej samotności noc boli. Czarniejsza niż zwykle – wręcz przeraża. Ponadto ciąży ci dotkliwy chłód, a mnóstwo monet wrzuconych wcześniej przez kogoś do studni, o ironio, „na szczęście”, „na powrót” – uwiera pod plecami jak diabli. Po co ci teraz te wszystkie pieniądze świata, myślisz. Wydzierają tylko ostatnie resztki trzymanego z trudem ciepła.
Nowy dzień przynosi mnóstwo pomysłów na wyrwanie się z więzienia. Umęczone złą nocą, safandułowate ciało, porusza się niemrawo. Najchętniej by spało. Masz jednak pewność, że dziś skończy się ta udręka. Ktoś cię odnajdzie i uwolni. Trzeba tylko dać czasowi czas.
Kolejna noc i znów dzień… pewność zamienia w nadzieję… Ponoć ta umiera ostatnia. Coś w tobie krzyczy i buntuje się przeciwko takiemu losowi. Już wiesz, że nie możesz liczyć na drugiego człowieka. Należy samemu uporać się ze studnią, wyciosać w zmurszałych cegłach nisze, w których zmieszczą się nogi, by wspiąć się po szczeblach ku światłu i upragnionej wolności.
W chwilach dotkliwej samotności odwiedza cię jaszczurka – niemy obserwator twojego dramatu. Nadasz jej imię Fidelisa.
Fide – to przecież wiara.
Kolejne dni mieszają ci zmysły. Nie wiesz już, jak odróżnić jawę od snu. Czujesz, że całkowicie zezwierzęcałeś; najpewniej zgubiłeś swe człowieczeństwo w chwili, gdy pochwyciwszy ogon Fidelisy, zmełłeś go i połknąłeś. Do tego żadnych wyrzutów sumienia. Darwinowska walka o byt. Instynkt. A potem znów apatia.
Intensywny, ale trwający zbyt krótko letni deszcz zaspokoi pierwsze pragnienie. Roznieci nadzieję, by żyć, by próbować wyrwać się śmierci.
Nie pamiętasz, ile dni już spędziłeś w uwięzieniu. Schody nie potrafią utrzymać kruchego ciała. Po kolejnym upadku z wysoka, tracisz nadzieję.
Nagle wyławiasz uchem ludzkie głosy. Są coraz bliższe. Ciało natychmiast zrywa się do walki z niemocą. Niczym jaszczurka pnie się po wyciosanych przez ciebie stopniach. Za chwilę będziesz wolny. Świeży powiew powietrza wyczuwasz już w nozdrzach. Drugi człowiek z pewnością za moment pochwyci twą dłoń, niosąc upragnioną wolność.
Drugi człowiek…
Uwięzienie – to otwierające zbiorek jedno z pięciu opowiadań Lecha M. Jakóba. We wszystkie historie wpisane jest to samo przeznaczenie. Oczywiście, można każdą z nich czytać rozłącznie, jednak dopiero ujęcie holistyczne ujawni cenne przesłanie.
Zbiór opowieści, połączonych nierozerwalnym pokrewieństwem niczym papilarnymi liniami, obnaży przed czytelnikiem istotę jego przeznaczenia: wszyscy jesteśmy uwięzieni. Czym zatem będzie wolność? To idea, ku której ciosamy egzystencjalne schody. Na wzór Syzyfa – wznosimy swe ciało i ducha jak kamień… ku wolności. Drugi człowiek, pouczają nas systemy moralne i religijne, pomoże nam w osiągnięciu celu.
Tymczasem smutna prawda łamie nam kości. Spadamy – jak głaz w odmęt samotności. I nie zagłuszy jej żadna wiara. A szmer monet, wbijający się w nasze ciało, będzie zimny i szyderczy, jak zimna i szydercza bywa wolność gwiazd ponad naszymi głowami.
Irmina Kosmala