Legendy królewskiego miasta - Dawid Jung

Legendy krolewskiego miasta D. Jung.jpg

Autorka recenzji: Irmina Kosmala

 


„Legendy królewskiego miasta”, czyli opowieści niesione przez czas i języki

 

Istnienie oraz istota śmiertelności wpisane zostały w nasz kod genetyczny od dawna. Już neandertalczycy uświadamiali sobie własną tymczasowość  i by temu w jakiś symboliczny sposób przeciwdziałać,   tworzyli coś w rodzaju przeciwnarracji, pozwalającej im jakoś godzić się z tą sytuacją.

Zatem pierwszym z symbolicznych wyobrażeń głęboko zakorzenionych w wierze będzie mit, spoglądający w samo serce wielkiego milczenia i wytyczający nam drogę postępowania. Niemal zawsze zakorzeniony jest on w doświadczeniu śmierci i lęku przed unicestwieniem.

Dziś słowem „mit” określa się często zwykłą nieprawdę. Legenda, podobnie jak mit, choć zawiera w sobie zawsze jakieś znikome ziarno prawdy (postać, miejscowość czy zdarzenie),  nie jest żadną pierwotną antycypacją historii, a jej opowieści nie roszczą sobie pretensji do obiektywnej prawdy. Legenda zatem, podobnie jak powieść, opera czy balet, jest udawaniem; to gra, która przeobraża nasz potrzaskany, tragiczny świat i pomaga nam dostrzec nowe możliwości, stawiając pytanie: „a jeśli?”.

Jednak niestety ostatnio bardzo oddaliliśmy się od magicznego, fantastycznego postrzegania rzeczywistości. Już  w XVIII wieku wypracowaliśmy naukową wizję historii; przede wszystkim zajmuje nas to, co rzeczywiście się wydarzyło. A jednak warto choć na chwilę odejść od scjentystycznego postrzegania świata, zasiąść wieczorem przy kominku i pozwolić wybrzmieć opowieściom przekazywanym przez wieki.

Taką niecodzienną propozycję daje nam  najnowsze dziełko Dawida Junga, które zostało zebrane i opracowane na podstawie ustnych przekazów. Czytamy je jako epicką baśń o zaraniu ludzkości, którą kiedyś łączyły wspólne wyobrażenia i obrzędy. Ale nie miejmy za złe książce, że jest li tylko grą domysłów, skojarzeń i przeżyć. Takim prawem rządzi się legenda.  Autor, co ważne, potrafi czytelnika zaintrygować opowieścią, budzi w nim chęć zanurzenia się w gąszcz rozmaitych wątków przytaczanych klechd.

Przed nami zatem trzydzieści jeden opowieści fantastycznych z życia świętych (św. Jolenta, św. Wojciech), bohaterów (o rycerzu Wincentym, kłeckim hejnaliście, aptekarzyku  Andrzeju…), osadzonych w małym mieście Kłecku, przyległym do powiatu gnieźnieńskiego.
Zaglądając do bogatej noty biograficznej autora (str.92) dowiemy się, dlaczego akurat to miasto postanowił upamiętnić w pisemnym przekazie.

Wszystkie zebrane przez Dawida Junga historie czyta się szybko, może nawet za szybko – jak dobrą starą baśń. Niektóre mają swą kontynuację na dalszych stronach następnej opowieści. I nie ma w tym nic dziwnego, skoro zostały wypuszczone z jednego kłębka narracyjnego, ich poszczególne nici są spowinowacone, co więcej – przenikają się nawzajem, tworząc niezwykły kobierzec.

Z kłeckowskich legend dowiemy się choćby o etymologii samego słowa Kłecko, jak i pobliskich rzek. Inne z podań wytłumaczy, dlaczego za Kłeckiem, w pobliżu Wągrowca, „dwie rzeki wbrew prawom natury czynią znak krzyża przecinając się w liniach prostych (…)”. Nie zabraknie również wśród nich momentów humorystycznych. Za całe zło i nieszczęścia odpowiadać niezmiennie będą na przemian Krzyżacy lub Szwedzi – dzika armia z północy.

Dawid Jung po raz kolejny udowadnia, że ma w sobie narratorskie talenty. Piszę w liczbie mnogiej, bowiem rozpoznaję przynajmniej dwa dary: mówienia i słuchania, co opowiadają inni.

Jako naród mając w sobie częste skłonności do „katafalkiady”, chowania w spleśniałej ziemi swych wspaniałych przodków, historii i legend, dobrze, że od czasu do czasu znajdzie się ktoś, kto z tej ziemi odkopie te zacne rozsypane piszczele i poskłada w sensowną całość.

--------------

Dawid Jung, Legendy królewskiego miasta, Gniezno 2018.